Matka Boża
Gietrzwałdzka

Gietrzwałd to jedno z nielicznych miejsc na świecie w którym objawienia trwające od 27 czerwca do 16 września 1877 roku zostały zatwierdzone przez Kościoł. Głównymi wizjonerkami były: trzynastoletnia Justyna Szafryńska i dwunastoletnia Barbara Samulowska. Było to wieczorem o godzinie dziewiątej. Justyna Szafryńska wracała z matką z Gietrzwałdu do Nowego Młyna, gdzie mieszkały. Justynka była wesoła, bo zdała ostatni egzamin z katechizmu i miała przystąpić do I Komunii św. Dziewczynka nie była zdolna, miała trudności z nauką, stąd radość ze zdania egzaminu była tym większa. Gdy matka Justyny żegnała się z bratem Mateuszem Szelongą, uderzenia dzwonu przypominały, że jest wieczorny czas na odmówienie modlitwy Anioł Pański. Matka pomodliła się i ruszyła w kierunku wsi. Spojrzała na dziecko, które zostało w tyle. Ponagliła je, bo było już późno, a droga do wsi zajmowała godzinę marszu. Justynka miała odpowiedzieć: Czekajcie no matulu, aż zobaczę co to takiego, białego jest na drzewie.

Matka nie była zadowolona z tej zwłoki, ale dziecko uparcie nie ruszało się z miejsca. W trakcie rozmowy matki z córką, która mówiła, że widzi wielką jasność na drzewie, nadszedł ksiądz proboszcz Augustyn Weichsel. Matka poskarżyła się proboszczowi, że córka nie chce wracać do domu, tylko ciągle wpatruje się w klon, twierdząc, że widzi na nim jasną postać. Drzewo rosło około stu metrów od rozmówców.

Ks. Weichsel kazał podejść dziewczynce bliżej do drzewa. Justynka stojąc prawie pięć metrów od klonu powiedziała, że widzi siedzącą na żółtym krześle jakąś piękną panią z długimi, spadającymi włosami. Ks. proboszcz nakazał odmówić dziecku Zdrowaś Maryjo i pójść do domu. Dziecko jednak nadal stało i opowiadało co widzi. Dostrzegło Dzieciątko zstępujące z nieba w białej, błyszczącej złotej sukience, ze złotymi skrzydełkami i wiankiem na głowie. Aniołek ukłonił się przed Panią, która wstała i uniosła się do nieba.

Wszystko to wywarło wielkie wrażenie na proboszczu. Znał Justynę, jako dziewczynkę nieśmiałą, mało rezolutną. Anonimowy autor broszury o objawieniach gietrzwałdzkich tak o niej napisał, mając z Justyną bezpośredni kontakt: "Wstydliwości wielkiej, chodzi między ludźmi, jakby ich nie widziała, gdy pomaga w pracy np. w nakrywaniu do stołu, to wcale nie odrywa oczu od roboty swojej, choć izba pełna ciekawych". Na pożegnanie proboszcz powiedział do Justyny: Nie bój się, przyjdź jutro o tym czasie i odmawiaj różaniec.

Następny dzień był wigilią uroczystości świętych Piotra i Pawła, patronów parafii. Justynka przyszła do Gietrzwałdu z kilkoma koleżankami. Dzieci uklękły i zaczęły odmawiać różaniec. Kiedy dzwon wyznaczył czas na odmówienie modlitwy Anioł Pański, drzewo zajaśniało. W miejscu ukazania się Pani Justyna widziała jaśniejącą obręcz. Podczas odmawiania różańca pojawiło się znane już krzesło, na którym usiadła zstępująca z nieba widziana poprzednio Pani, w towarzystwie dwóch aniołów. Szatę miała białą, spiętą przepaską. Nieco później aniołowie znieśli z nieba promieniujące dziecko, ubrane w białą, złotem wyszywaną szatę. W lewej ręce trzymało złotą kulę z krzyżem.

Wśród modlących się dzieci była również Barbara Samulowska, 12-letnia dziewczynka, o rok młodsza od Justyny. I ona doznała łaski widzenia całego zjawiska, o czym powiedziała proboszczowi. Ks. Weichsel nie od razu uwierzył, sądząc, że dziewczynka powtarza to, co powiedziała jej koleżanka. Barbara była przeciwieństwem charakterologicznym Justyny. Była żywa, rezolutna, nauka przychodziła jej bez trudności. Autor cytowanej tu anonimowej broszury tak ją opisał: Barbara pewnie nie chodzi tylko ciągle skacze, gdy ją chcesz zatrzymać, ledwie się obróci, ledwie posłucha, wyrwie się i ucieka dalej. Jest to obraz niczym nie skrępowanej swobody, obraz prostoty i natury jak przystało na małą wiejską dziewczynę z zakątku kraju, o którym dotąd nikt nie wiedział.

29 czerwca wieczorem zebrało się przy klonie już wielu ludzi. Proboszcz codziennie rozmawiał z dziewczynkami i stwierdził, że relacje Justyny i Barbary potwierdzają się, choć dzieliły się z nim opisami widzeń bezpośrednio i pojedynczo.

30 czerwca, dzień przed przyjęciem Komunii św. przez Justynę, proboszcz nakazał zapytać Panią, jeśli się znów ukaże, czego od nich żąda. Do tej pory oprócz widzenia, dzieci nie słyszały żadnego słowa. Justynka w tym dniu, gdy ukazała się Pani, ale już bez aniołów i Dzieciątka, powtórzyła pytanie proboszcza. Usłyszała odpowiedź:

„Chcę, abyście codziennie odmawiały różaniec”

Pani odpowiedziała po polsku, obie dziewczynki słyszały tę odpowiedź i sądziły, że wszyscy zgromadzeni także ją słyszą. Te pierwsze wypowiedziane przez Maryję w Gietrzwałdzie słowa można dziś przeczytać na ogrodzeniu kapliczki wykute w stalowych literach.

W niedzielę 1 lipca 1877 roku w Gietrzwałdzie były tłumy. Był to dzień I Komunii św., do której także przystąpiła Justynka. Wieczorem pod klonem zebrały się tłumy wiernych. Tym razem ks. Weichsel kazał zapytać dziewczynce, kim jest objawiająca się Pani i czy mogą przybywać chorzy do Gietrzwałdu, aby doznać pomocy. Justyna usłyszała odpowiedź:

„Jam jest Najświętsza Maryja Panna, Niepokalanie Poczęta”

Kiedy dziewczynka zapytała o chorych, widzenie znikło. W tym dniu Barbara Samulowska spóźniła się na wspólną modlitwę pod klonem. Gdy przybyła, widziała tylko jasność, lecz Matki Boskiej nie dostrzegła. Była tym faktem bardzo zmartwiona. W nocy jednak objawiła się jej i na pytanie, kim jest, usłyszała odpowiedź:

„Jam jest Niepokalane Poczęcie”

Dziewczynka opowiedziała proboszczowi o nocnym widzeniu, który przyjął to z powątpiewaniem. Zaczął mieć obawy, czy ten fakt nie potwierdza tylko młodzieńczej, fantazyjnej i fałszywej ekstatyczności. Jednak ciągle niezmiernie bacznie badał całą sprawę. Postanowił przeprowadzić drobny eksperyment. Nakazał dziewczynkom podczas modlitwy różańcowej tak się umiejscowić, aby wzajemnie się nie widziały i nie mogły ze sobą rozmawiać. Następnie przy świadkach, indywidualnie wypytywał dziewczynki o przebieg widzenia. Wypowiedzi ich jednak ściśle się ze sobą pokrywały.